czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 1 | Merlinie! Co to za landryna?

-Alice! Wstawaj, dziś Hogwart!-krzyczała z dołu mama podczas gdy ja przewracałam się na łóżku. W końcu zirytowana wyczołgałam się z wałów kołdry i ślamazarnie ruszyłam w kierunku garderoby. Przebierałam między ciuchami szukając czegoś ładnego a zarazem wygodnego. W końcu znalazłam bokserkę z herbem Hogwartu, krótkie obdarte szorty i czerwono-czarną koszulę. Dobrałam do tego czarne martensy.
Zadowolona niemal wbiegłam do łazienki potykając się o próg. Rozebrałam się z piżamy i weszłam pod prysznic. Umyłam ciało różanym mydłem a włosy czekoladowym szamponem, z uśmiechem owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Wytarłam ciało po czym założyłam czarną bieliznę, szorty w które wcisnęłam koszulkę i na całość narzuciłam koszulę nie zapinając jej. Włożyłam na stopy buty i wysuszyłam włosy po czym umyłam zęby. Pomalowałam rzęsy tuszem a usta błyszczykiem o smaku brzoskwini. W uszy włożyłam kolczyki ćwieki a na dłoń włożyłam wykonaną z srebra bransoletkę z wysadzanym diamentami sercem. Wyszłam z łazienki zgarniając z pokoju mój czarny kufer. Zeszłam na dół zostawiając walizkę w progu kuchni ,a sama wchodząc do środka.Przywitałam się z rodzicami i zrobiłam sobie omleta którego posmarowałam masłem orzechowym i ozdobiłam plastrami banana. Zasiadłam przy stole konsumując posiłek. Po zjedzeniu umyłam naczynie i wraz z rodzicami wyszłam z domu na ogród. Chwyciliśmy się za dłonie i deportowaliśmy na stację King's Cross. Pożegnałam się czule z rodzicami i przeszłam przez bramkę peronu 9 i 3/4. Doszłam do dużego beżowo-czarnego pociągu i rozglądnęłam się po peronie. Mój wzrok padł na chłopaka w kruczo czarnych włosach z zielonymi oczami i okrągłymi okularami. Zaraz potem podeszła do niego dziewczyna w kasztanowych puszystych włosach i karmelowymi oczami, za którą wlekł się rudowłosy chłopak z kasztanowymi oczami. Spojrzałam dalej gdzie stał wysoki mężczyzna w blond włosach sięgającymi do pasa wraz z żoną i synem. Kobieta miała równie blond włosy tak samo jak syn. Zdziwiłam się że nie żegnają się jak każda inna rodzina płaczem i przytulaniem tylko stali ściskając sobie dłonie. Wywróciłam oczami i postanowiłam wejść do pociągu poszukać wolnego przedziału aby poczytać. Wpakowałam się do środka i weszłam do pierwszego lepszego przedziału. Postawiłam swój kufer nad siedzeniem i wyciągnęłam książkę do Numerologii. Zagłębiłam się w lekturze gdy drzwi od przedziału otworzyły się a do środka zajrzała kasztanowłosa dziewczyna.
-Cześć. Jestem Hermiona Granger, chciałabym się zapytać czy możemy się przysiąść bo nie ma już żadnego wolnego przydziału.-powiedziała z uśmiechem. Spojrzałam na wystające za nią dwie czupryny, jedna ruda a druga czarna.
-Jasne.-posłałam jej uśmiech odkładając na bok książkę. Dziewczyna usiadła obok mnie, a zaraz za nią wszedł rudowłosy chłopak który na mój widok zarumienił się uroczo. Postawił bagaż nad sobą i usiadł na ukos ode mnie aby zrobić miejsce swojemu czarnowłosemu koledze.
-To ich widziałam na peronie.-pomyślałam poprawiając się na siedzeniu.
-Jestem Ron Weasley.-powiedział rudowłosy chłopak szturchając swojego kolegę. Czarnowłosy spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
-Harry Potter.-rzekł a ja posłałam mu nieśmiały uśmiech.
-Alice Collins.-odparłam i znów chwyciłam książkę otwierając na rozdziale 2.
-Też lubisz czytać?-zapytała zaciekawiona Hermiona. Kiwnęłam głową a ona niemal pisnęła.-W końcu ktoś kto docenia książki. Wiesz z tymi leniami nie da się nawet spokojnie zrobić zadania domowego.-powiedziała wskazując na chłopaków którzy pogrążyli się w rozmowie o quidditch. I ja wraz z Hermioną wdałam się w rozmowę o książkach i nauce. Nie sądziłam że istnieje tak ciekawa i sympatyczna osoba o takich samych upodobaniach co ja.
-Dziewczyny przebierzcie się dojeżdżamy.-po informował nas Harry i sam zajął się zapinaniem guzików koszuli. Wyciągnęłam z kufra mundurek i wraz z Hermioną poszłyśmy do toalety aby się przebrać. Założyłam białą koszulę z rękawem 3/4 .którą wsadziłam do granatowo-czarnej spódniczki sięgającej mi do połowy ud. Założyłam jeszcze czarne pod kolanówki i narzuciłam czarną szatę. Z uśmiechem wyszłam czekając na Mionę-tak kazała na siebie mówić. Kiedy wyszła wróciłyśmy do chłopaków gdzie znalazłyśmy ich męczących się z krawatami.
-Może pomóc?-zapytałam rozbawiona patrząc jak usiłują sobie nawzajem związać czerwono-złote krawaty.
-No w końcu. Harry kompletnie się na tym nie zna.-powiedział zirytowany Ron, na jego wypowiedź Harry prychnął. Podeszłam do Pottera chwytając jego krawat w dwie dłonie. Kiedy go zawiązałam spojrzałam w jego oczy i niemal utonęłam w zieleni jego tęczówek. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy a ja wolno opuściłam dłonie wzdłuż ciała. Do świata żywych wprowadziło nas szarpnięcie pociągiem oznajmiające iż dotarliśmy na miejsce. Odwróciłam się do Hermiony i razem wyszłyśmy z pociągu.
-Co z kuframi?-zapytałam patrząc na miejsce z którego wysiadłyśmy.
-Potem prefekci naczelni przenoszą je zaklęciem do szkoły.-puściłam mi oczko i raz wybuchłyśmy śmiechem.
-PIERWSZOROCZNI DO MNIE!-usłyszałam wołanie.
-To Hagrid, mój i chłopaków przyjaciel.-powiedziała popychając mnie w stronę czterometrowego olbrzyma.
-Pierwszoroczni.. Teraz wsiądziemy do łódek trójkami i popłyniemy do Hogwartu.-powiedział z uśmiechem. Wraz za nim ruszyliśmy do łodzi gdzie siedziałam wraz z małym brunetem z włosami zaczesanymi do tyłu i pyzatą buźką oraz z blondynem z niewinnym wyrazem twarzy. Podniosłam głowę do góry patrząc na pięknie niebo, po czym spojrzałam na Hogart i aż zaparło mi wdech w piersiach. Na zamek padało światło księżyca co dodawało temu miejscu urok. Nie zauważyłam kiedy dopłynęliśmy na miejsce i szliśmy za olbrzymem.
Poszliśmy do schodów na których stała szczupła kobieta z idealnie zaczesanym kokiem i okularami.
Zaczęła mówić o zamku i tiarze przydziału ale ja jej nie słuchałam, kompletnie się wyłączyłam rozmyślając o zielonych oczach. Nie zauważyłam kiedy staliśmy pod mosiężnymi drzwiami prowadzącymi do jak sądzę Wielkiej Sali.
-Panno Collins, zostanie pani tutaj i poczeka aż tiara przydzieli pierwszorocznych. Zaraz potem usłyszy pani swoje imię i wejdzie do środka.-powiedziała patrząc na mnie profesorka. Kiwnęłam głową i oparłam się o ścianę stojącą obok. Pierwszoroczni weszli do środka a ja stałam i rozmyślałam nad domami. Najbardziej chciałabym trafić do Ravenclavu gdyż jest to mądry i przyjazny dom, lub do Gryffindoru. W Gryffindorze są moi nowi znajomi, Hermiona-moja kopia, Ron-zabawny i wybuchowy i..Harry-przystojny, miły, nieśmiały, zabawny..Zaraz moment! Alice, znasz do jeden dzień! Skarciłam się w myślach i nagle usłyszałam.
-W tym roku dołączy do nas uczennica z Akademi Magii Beauxbatons, na piąty rok. Zapraszam pannę Alice Collins.-odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi wchodząc do środka. Nie przejmując się palącymi spojrzeniami uczniów starałam się wyszukać w tłumie te ważne dla mnie zielone tęczówki. W końcu znalazłam go, patrzył na mnie przyjaźnie i uśmiechnął się chcąc dodać mi otuchy. Weszłam na stołek siadając na krzesełku, profesor McGonagall założyła mi tiarę która spadła mi na nos. Westchnęłam z irytacji czekając na słowa kapelusza.
-Alice Collins.. Masz przyjazne nastawienie do ludzi, chęci do nauki i nowych znajomości. Ravenclow? Może Gryffindor? Lub Hufflepaf?
-Gryffindor.
-Chciałabyś być Gryfonką? Niech będzie GRYFFINDOR!
Zeszłam z krzesełka i poszłam w kierunku oklaskującego i wiwatującego stołu Gryfonów. Posłałam im uśmiech i zasiadłam przy Mionie która rzuciła mi się na szyję.
-Będziemy razem czytać, uczyć się i chodzić do biblioteki!-nadawała z szerokim uśmiechem. Pokiwałam głową w geście niedowierzenia i rozglądnęłam się do stole nauczycielskim. Mój wzrok zatrzymał się na różowo ubranej kobiecie z sztucznym uśmiechem.
-Merlinie! Co to za landryna?-zapytałam Rona który wybuchnął śmiechem a wraz z nim i ja.
-Nowa nauczycielka OPCM. Dolores Umbridge.-powiedział klepiąc mnie po ramieniu. Wywróciłam z uśmiechem oczami i spojrzałam na dwoje niemal identycznym rudych chłopaków siedzących naprzeciwko mnie.
-Cześć Francuzeczko.-powiedział jeden z nich puszczając mi oko.
-Jestem Fred.-powiedział drugi z uśmiechem.
-A ja George.-powiedział ten pierwszy. Obydwoje wydawali się być zabawni i sympatyczni.
-Alice.-posłałam im czarujący uśmiech i nałożyłam sobie małą porcję sałatki jeżynowej.
-Zafse ies tak malo?-zapytał z pełną buzią Ron. Spojrzałam na jego talerz i zachłysnęłam się sokiem dyniowym. Z jego talerza jedzenie aż się wylewało, kurczaki i surówka niemal spływały z porcelanowego talerza.
-Dla ciebie każda porcja będzie mała.-powiedziała rozbawiona Hermiona klepiąc mnie w plecy.
-Nie plafda.-powiedział chłopak obracając się do nas plecami a przodem do Harrego.
-Stary, rozumiem przyjaźń.. ale nie taką.-powiedział Wybraniec kiedy Ron przytulił się do niego udając że płacze. Zaczęliśmy się śmiać gdy Ron wziął ze stołu serwetkę i i wycierał sobie twarz udając zdruzgotanego.
-Oh, Ron. Ona nie chciała cię urazić.-powiedziałam udając poważną i odejmując go ramieniem.
-Chociaż ty mnie rozumiesz.-powiedział przytulając się do mnie. Poklepałam go po plecach starając go odkleić.
-Ron...Możesz mnie puścić.-powiedział pchając jego tors w kierunku Harrego.-Ron..Zaraz kończy się kolacja nie zdążysz zjeść.-podziałało niemal tak szybko jak wylanie na niego wiadra zimnej wody. Odczepił się ode mnie i wziął za jedzenie.
-Alice, idziemy do pokoju wspólnego?-zapytała Miona pokiwałam głową i ruszyłam wraz z nową przyjaciółką w stronę PWG.